Kilka wieści nie tylko książkowych

Tak jest zawsze…

Chcę napisać o kilku rzeczach, ale wydaje mi się, że skoro już piszę notkę, to można by do niej dodać trochę zapowiedzi wydawniczych. Rzucam więc na nie okiem i w rezultacie okazuje się, że tyle zapowiedzi wydaje mi się ciekawych, że spokojnie starczyłoby na oddzielną notkę.

Tym razem jednak zapowiedzi będą musiały się zadowolić pozycją w ogonie tego wpisu i bardzo skrótowym potraktowaniem, pierwsze skrzypce grają bowiem dzisiaj inne nowiny.

Nowa Ania

Ze względu na totalny brak umiejętności promocyjnych Wydawnictwa Literackiego mogliście przeoczyć, że wyczekiwana przeze mnie od jakiegoś czasu Ania z Wyspy Księcia Edwarda (The Blythes are Quoted) zdołała się już ukazać. Moim zdaniem w bardzo przyzwoitej, jak na tak grube tomiszcze, cenie (zwłaszcza wersja miękkookładkowa), więc mam nadzieję, że moja biblioteczka wzbogaci się o nią już niedługo. Więcej informacji na stronie wydawnictwa (tu).

200/200

Nigdy za bardzo się nad Józefem Ignacym Kraszewskim nie zastanawiałam. Wiedziałam, ze napisał dużo i wiedziałam, ze napisał Starą baśń i to w zasadzie wszystko, co o nim wiedziałam. Nie to, żebym była uprzedzona, nawet nie. Po prostu zawsze był poza sferą moich zainteresowań. Do czasu, kiedy okazało się, że są tacy, którzy „mają bzika na punkcie JIKa” i pod tym (między innymi) hasłem w blogowej społeczności Kraszewskiego lansują (uwielbiam takie niemal oksymoroniczne zastawienia jak „lansowanie Kraszewskiego”…).

Projekt „Kraszewski” podczytuję z przyjemnością i może nawet zachce mi się po jakieś JIKowe dzieło sięgnąć, żeby się w końcu na własnej skórze przekonać kto zacz, ale póki co dedykuję wszystkim uczestnikom projektu fragment wstępu do Miasteczka Middlemarch George Elliot. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, która książkę przetłumaczyła, pisze m.in. ta:

Los prowadzi bohaterów Miasteczka Middlemarch po rozmaitych, krzyżujących się ścieżkach. Ta, która interesuje nas szczególnie, to ścieżka polska. Jeden z bohaterów powieści, i to wyraźnie faworyt autorki, nazywa się Ladislaw i jest wnukiem polskiego powstańca. Jak to się stało, że George Eliot przyjęła imię za nazwisko (niewątpliwie bowiem chodzi o Władysława), skąd jej zainteresowanie tematyką polską — na to pytanie nie znam odpowiedzi, choć od dawna jej szukam. Mamy bowiem w twórczości tej pisarki jeszcze jedną „polską” zagadkę, jaką jest zbieżność wątku powieści Silas Marner, wydanej w 1861 roku, i Jermoły Kraszewskiego, wydanej w 1857 roku, a więc wcześniejszej o cztery lata i wówczas nietłumaczonej. Różne można snuć na ten temat przypuszczenia. Jedyne udokumentowane źródło zainteresowania George Eliot sprawami polskimi, jakie znalazłam, to fakt, że jej pasierb, Thornie Lewes, pragnął jechać do Polski, by walczyć z Rosjanami, rodzina jednak odwiodła go od tego pomysłu i w zamian wysłała do Afryki na polowania na grubą zwierzynę.

Tę zagadkę, lub choćby możliwość porównania obu powieści, przekazuję z przyjemnością uczestnikom projektu, a sama póki co wracam do Middlemarch.

Płaszcz zabójcy

To z kolei projekt Zacofanego.w.lekturze, który wybił się na blogową niepodległość i z bloga swojego twórcy wywędrował do siebie. Chętnie rozpisałabym się o tym, na czym zacna ta inicjatywa polega, ale że wszystko zostało już tak dokładnie przez autora wyłuszczone, pozostaje mi jedynie zachęcić wszystkich do wizyt i podziękować Zacofanemu.w.lekturze za wprowadzenie projektu w życie.

Jak dobrze mu w pozycji tej

W marcu powtarzałam sobie jego Makabrę i współczucie, dziwną mieszankę autobiografii piosenek wybranych, w maju zastanawiałam się czy kupić książkę jego syna (nadal czekam na recenzje), wczoraj z pewną melancholią dowiedziałam się, że Maciej Zembaty nie żyje. Zmarł nagle i, znając jego zdanie na temat eutanazji i powolnego umierania (a także jego ostatni blogowy wpis), uznaję to za dowcip opatrzności (lub dowolnego zainteresowanego tematem boga). Staram się też powstrzymać samolubne rozżalenie na to, że nie ma go już tutaj. Mam za to nadzieję, że z podróży do Azji przywiózł wiarę w reinkarnację i że gdzieś tam basem śmieje się kolejne bezkompromisowe niemowlę, które swojemu otoczeniu przysporzy mnóstwo strapień i jeszcze więcej radości.

A ja w najbliższych dniach planuję sobie wieczór z piosenkami z trumienki, dzień z Zembatym Cohenem i poranek z Rodziną Poszepszyńskich.

Z zapowiedzi wydawniczych:

Ledwo zdążyłam przeczytać pierwszy, a Prószyński już zapowiada drugi tom Wierszy i piosenek zebranych Jonasza Kofty (informacja tutaj). I bardzo dobrze, bo już tęsknię za moją porcją kilkunastu wierszy i piosenek dziennie, które łykałam jakieś dwa tygodnie z pierwszego tomu. Jak zazwyczaj nie zdarza mi się czytać zbiorów wierszy od deski do deski, tak tym razem przeczytałam dokładnie wszystko. Gdybym umiała, napisałabym coś o tej książce na blogu, a tak tylko zachęcam wszystkich do sięgnięcia po oba tomy.

Znak z kolei planuje w sierpniu wydać książkę Thorwalda dotąd na polski nie tłumaczoną. Męska plaga. Seks, pożądanie i kłopoty z prostatą  (więcej informacji tu) będzie o tym, na co sama nazwa wskazuje. A ponieważ Thorwalda bardzo lubię, a seksuologię może nawet bardziej, ta książka jest jakby stworzona z myślą o mnie.

Trochę wcześniej, bo we lipcu (chociaż okładki jeszcze nie pokazali) Iskry planują wydać wybór tekstów prozą i aforyzmów Tuwima,  Cyganka (szczegóły tutaj). Jako, że Jarmark rymów był długie lata moją ulubioną lekturą, a skecze i monologi Tuwima uwielbiam, Cyganka będzie na liście zakupów na wysokiej pozycji.Na razie przypominam sobie tuwimowe aforyzmy i uświadamiam, że jego językiem jestem przesiąknięta już na zawsze. Bo przecież ledwie pięć akapitów temu powstrzymywałam się przed napisaniem „Nie wiem, co się na świecie zrobiło! Zaczynają teraz umierać tacy ludzie, którzy dawniej nigdy nie umierali”. W oczekiwaniu na książkę polecam zajrzenie na stronę Tuwima na Wikicytatach, a przede wszystkim zapoznanie się z cudownym tłumaczeniem monologu Ślusarz z polskiego na polski.

Z książek, których może nigdy w całości nie przeczytam, ale bardzo chciałabym mieć, napalam się na  Petera Ackroyda Londyn. Biografia. Książka została wydana w 2000 roku i sporo się o niej naczytałam. Polskie wydanie Zysk i S-ka planuje na sierpień (nota wydawcy tu). A po co mi biografia Londynu? Bo Londyn jest fascynujący i historia jest fascynująca. A już historia Londynu… no sami rozumiecie. A poza tym cghcę sama się przekonać o czym było tyle gadania. No i mam nadzieję na ładne obrazki.

Na koniec biografia Hanki Bielickiej autorstwa Zbigniewa Korpolewskiego. Nazywać się to będzie Hanka Bielicka. Umarłam ze śmiechu, a wydanie jest planowane przez Prószyńskiego na koniec lipca (więcej tu). Uwielbiam biografie, zwłaszcza biografie artystów scenicznych, a jeszcze zwłaszczej polskich artystów scenicznych którzy chociaż zahaczyli o międzywojnie. Tutaj dodatkowo atutem jest autor, więc oficjalnie zaczynam się czaić na książkę o pani Hance.

Ekranizacje

Czekam też na dwie ekranizacje, obie książek poniekąd historycznych, a przynajmniej kostiumowtych. Mam wrażenie, że to jednak wszystko, co je łączy. Pierwszy w moich marzeniach będzie możliwie realistyczny i bliski oryginału:

A drugi możliwie efektowny i zabawny:

Co prawda, oczywiście, oba mogą okazać się do bani, ale zawsze warto mieć nadzieję. Trailery są całkiem sympatyczne (jeżeli w pierwszym przypadku przymknie się oczy na różowy hollywoodzki lukier skapujący z ekranu, a w drugim na elementy fantastyczne i totalne oderwanie od książki).

14 myśli na temat “Kilka wieści nie tylko książkowych”

  1. Na „Anię z Wyspy Księcia Edwarda” też oczekiwałam i zaskoczyło mnie, że to „już” 🙂
    Z pewnością zakupię tę książkę, zwłaszcza, że wczoraj stojąc przed wyborem jednej z dwóch zaczętych książek sięgnęłam po trzecią, na którą miałam straszną ochotę – i właśnie czytam (chyba po raz tysięczny) „Anię z Zielonego Wzgórza” 🙂

    Przed oglądnięciem „The Help” chciałabym jeszcze przeczytać książkę – więc ewentualne oglądnięcie filmu na razie odkładam w czasie.

    Projekt Kraszewski mnie nieco zdziwił i nastroił bardzo pozytywnie – szkoda, że mam już zbyt dużo wyzwań na głowie i pękające od ciężaru książek półki…
    A Płaszczem zabójcy jestem bezapelacyjnie, niezwykle, nieziemsko i nieustająco zachwycona 🙂

    Pozdrawiam 🙂

  2. Po pierwsze primo, to mam niedługo urodziny i Ania będzie, mam nadzieję, zasadniczym prezentem:)
    Po drugie primo, zasadnicze: w imieniu ekipy PK dziękujemy za lansowanie naszej idei:D Zagadka George Elliot nadaje się, jak sadzę, do kącika „Kraszewski od A do Z” pod literę E jak Elliot:D
    Po trzecie bardzo wielkie primo: Płaszcz zabójcy dziękuje za miłe słowa, wsparcie i życzliwość:) Anonsowałem już u Lirael ciekawostki lipcowe, więc zachęcam do lektury i komentowania, żeby autor nie czuł się autorem machającym płaszczem na puszczy:D

  3. Ysabell, czy my możemy wykorzystać Twoje sensacyjne znalezisko a propos JIKa? Wiadomość jest niezwykła!!!
    Mam dokładnie takie same odczucia na temat Wyd. Lit. i Ani, nie zrobiono kompletnie nic w celu wypromowania tej książki. To mógłby być prawdziwy przebój.
    Wielkie podziękowania za lansowanie JIKa! 🙂

  4. Jak zwykle jesteś skarbnicą wiedzy o nowościach, ja sobie od razu otwieram notatnik i stronę Merlina, żeby dodawać do przechowalni i zapisywać, co nowego. No i co ja bym bez Ciebie zrobiła 🙂 ?

  5. Ostatnio mnie naszło, żeby zaatakować Anię z Zielonego Wzgórza w oryginale.
    te „dodatkowe 100 stron rzucające światło na losy wielu bohaterów” brzmi wręcz sensacyjnie…
    Lecę szukac tego bloga Zembatego.

  6. Pablo, jak nie lubię filmów w 3D, tak na ten się wybiorę (no, tyle, że w 2D). Czuję, że będzie bardzo głupi, ale może chociaż śmieszny. Bo efektowny na pewno. 🙂

    Claudette, ja też bardzo lubię powtarzać sobie Anię. Ostatnio przy lekturze cyklu niesamowicie pozytywnie zaskoczyła mnie Rilla, kilka lat temu polubiłam Szumiące Topole… Zawsze udaje mi się znaleźć coś nowego.
    „The Help” czyli „Służące” bardzo polecam. Nawet mój Ulubiony Mąż przeczytał je bez bólu, a to znaczy, że to naprawdę dobre czytadło (czytadło w sensie jak najbardziej pozytywnym, żeby nie było).

    Zacofany.w.lekturze, Lirael i wszyscy pozostali luminarze projektu Kraszewski, lansuję Kraszewskiego z przyjemnością, a cytat wstawiłam właśnie po to, żebyście go mogli dowolnie w projekcie użyć :). Myślę, że „E jak Eliot” byłoby jak najbardziej na miejscu.

    Zacofany.w.lekturze, moje urodziny dopiero we wrześniu i czuję, ze nie wytrzymam bez Ani całe lato. Chociaż może zacisnę zęby, bo trochę innych książek się przed Anię w kolejkę wepchnęło…

    Lirael, jeśli idzie o rodzimą promocję książek można tylko załamać ręce patrząc na kolejne reklamy i plakaty paranienormalnych romansów i nowego życia w Toskanii. Bardzo lubię Toskanię i nie mam nic przeciwko para-romansom, ale przecież gdyby tę Anię dobrze rozreklamować, to można by ją sprzedać połowie polskich dziewczyn, kobiet i staruszek…

    Kasiu.eire, Violet, dziękuję za miłe słowa. Lubię grzebać w zapowiedziach wydawniczych i serce mnie boli, jak wybieram do notki tylko te naj-, naj-, najciekawsze (prawie tak jak przy selekcji przed kupnem). Cieszę się, że przydaje się to komuś oprócz mnie. 🙂

    Izusr, tak jak już pisałam Claudette, bardzo polecam książkę. Mam nadzieję, że ekranizacja będzie choć w połowie tak dobra.

    Izo, zaczęłam „Anie z Zielonego Wzgórza” w oryginale jak byłam na początku liceum i odpadłam po kilku stronach. Teraz pewnie byłoby łatwiej, bo chyba troszkę lepiej znam język, ale nadal te archaiczne konstrukcje i staroświeckie słowa pewnie by mnie pokonały. Ale mogę za Ciebie trzymać kciuki, chcesz? 🙂
    To hasło, które przytaczasz, to oczywiście chwyt reklamowy, co każe mi się zastanawiać: po cholerę im chwyt reklamowy, jak nie stosują żadnej reklamy?
    A blog Zembatego jest tutaj, już podlinkowuję w tekście.

  7. Jak Kraszewski, wskazywałabym „Chatę za wsią”… Ale fakt faktem, Kraszewskiego czytałam jedynie to i w bólach „Starą baśń”. Ale „Chata…” jest dobra. Lansowanie Kraszewskiego 🙂 sam biedak nie dał rady się wylansować, to blogosfera rusza w sukurs, jak ładnie, aż chce się śledzić uważniej.

    „The Blythes are Quoted” zapowiada się interesująco, ale i tak poczekam jeszcze na pełne opinie, dotychczas kończyłam historię o Ani na „Rilli ze Złotego Brzegu” i było dobrze, wolę być pewna, że chcę zmieniać ten stan rzeczy.

  8. Lirito, w samej książce za dużo o samych Blythe’ach nie ma, więc historia o Ani za bardzo do przodu nie idzie. Ale jako, że to pozycja dla maniaków serii (albo wielbicieli opowiadań), to nie namawiam.

    Agnes, „Złoty Brzeg” jest fajny. Dużo lepszy niż „Dolina Tęczy”.

    Izusr, i jak? Starczyło?

Dodaj komentarz