Terry Pratchett „Niewidoczni akademicy”

Tytuł: Niewidoczni akademicy
Autor: Terry Pratchett
Tytuł oryginalny: Unseen Academicals
Język oryginału: angielski
Tłumacz: Piotr W. Cholewa
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok wydania: 2010
Wydanie: pierwsze
Seria wydawnicza: Świat Dysku
Ilość stron: 398
Cykl: Świat Dysku (33 część)

Wiedziałam, że kupię tę książkę jeszcze zanim autor wiedział, że ją napisze. To proste — bez najmniejszego wahania kupuję wszystkie powieści Terry’ego Pratchetta, które tylko pojawią się po polsku. Kupuję zbiory opowiadań, w których jest jego opowiadanie. Kupuję mapy, kompendia, terminarze i w ogóle wszystko, co powiązane jest z serią Świat Dysku. Wiem, że na tym autorze się nie zawiodę i że kolejną powieść pochłonę z taką samą radością jak wszystkie poprzednie. Zwłaszcza jeżeli tłumaczy ją Piotr W. Cholewa, którego nieustannie podziwiam za tłumaczenie Pratchetta właśnie. I właśnie to wszystko powoduje, że recenzja będzie bardzo nieobiektywna. Ale czego innego się spodziewać? Kto obiektywny dotarłby powyżej trzydziestego tomu jakiegokolwiek cyklu?

Tym razem Pratchett wziął na warsztat football. Myślak Stibbons zostaje uniwersyteckim Mistrzem Tradycji. Skrupulatny jak zawsze, odkrywa, że jeżeli Niewidoczny Uniwersytet nie wystawi własnej drużyny do gry w „kopnij piłkę” zwaną też „Rozrywką Chłopców Ubogich” magowie będą musieli ograniczyć się do trzech posiłków dziennie… Trudno znaleźć lepszy bodziec do czynu dla tego akurat towarzystwa. Zwłaszcza, że i lord Vetinari ma swoje plany odnośnie tej „nieszczęsnej gry w kopanie piłki”.

Nie powiem, że znam się na sportach drużynowych. Wszystko to, co wlatuje jednym uchem, jeszcze szybciej wylatuje mi drugim, chociaż nawet ja zdążyłam zauważyć, że to, co u nas czasem nazywane jest footballem (czyli piłka nożna), nie jest tym samym co football amerykański. Możliwe, że gdybym na ten temat wiedziała więcej Niewidoczni akademicy sprawiliby mi jeszcze więcej radości. Na pewno umknęło mi mnóstwo żartów, chociaż nawet ja wiem do kogo nawiązaniem może być profesor Bengo Macarona z Genoi (roczna wymiana za profesora Prawicza), który jest zdecydowanie najlepszym graczem Unii Uniwersyteckiej.

Jednak piłka nożna nie jest jedynym, a może nawet nie głównym tematem Niewidocznych akademików, tak samo jak magowie nie są głównymi bohaterami książki. Tym razem dowiemy się kto rządzi uniwersytecką nocną kuchnią, poznamy pracę uniwersyteckich ściekaczy (dobrze ścieknięte świece to podstawa w zawodzie maga), zobaczymy jak rozwija się dyskowy odpowiednik mody (to cóż, że dla krasnoludów?), przeczytamy trochę o nowych technologiach (mikrokolczuga) i dowiemy się czegoś więcej o przynajmniej jednej dyskowej rasie, o której nie było wiele wiadomo.

Główni bohaterowie to Glenda i Juliet pracujące w nocnej kuchni, oraz Trevor i pan Nutt, pracujący w piwnicach Niewidocznego Uniwersytetu jako (głównie) ściekacze. Glenda jest porządną i odpowiedzialną dziewczyną, która opiekuje się piękną Juliet, Trev jest synem najsłynniejszego gracza w piłkę — Dave’a Likely’ego, a pan Nutt jest goblinem. Prawdopodobnie. Jest też wybitnie inteligentny, wykształcony i niesamowicie silny. Ale stara się nie wyróżniać. Niewidoczni akademicy są więc (poza footballem) o inności, tolerancji, strachu przed nieznanym, dziedziczeniu, wychowaniu, czyli — najkrócej rzecz ujmując — o tym, czy nikt nic nie poradzi na to, jak został stworzony i czy lampart może zmienić swoje cętki.

Dwóch bohaterów trzecio(lub dalej)planowych zasługuje moim zdaniem na wyróżnienie: po pierwsze doktor Hix — szef katedry komunikacji post mortem, który zgodnie ze statutem uczelni jest oficjalnie złym człowiekiem; po drugie niejaki Pepe, który prawdopodobnie jest krasnoludem (przynajmniej teraz), a poza tym pomocnikiem niejakiej madame Sharn, oraz najbardziej wyluzowaną istotą na Dysku.

Jak można zauważyć — podobało mi się. Z pewnością nie jest to najlepsza część cyklu, ale też zdecydowanie nie najgorsza. Przy Niewidocznych akademikach bawiłam się lepiej niż przy (poprzednim) Świecie finansjery. Z pewnością nie jest to dobra książka na rozpoczynanie znajomości z cyklem Świat Dysku. Za dużo tu postaci, które czytelnik powinien choć odrobinę kojarzyć z poprzednich tomów:  Bagaż, lady Margolotta z Uberwaldu, dolny król Rhys, Vimes, Angua, William de Worde — wszyscy oni pojawiają się tylko na chwilę i czytelnik, który nie kojarzy ich z wcześniejszych książek może mieć czasami problemy ze zrozumieniem o co chodzi w takich momentach. Trudno mi więc tę książkę komuś konkretnemu polecać — ci, którzy wiernie czytają serię na pewno po nią sięgną, a ci, którzy Świata Dysku nie znają powinni raczej zacząć od wcześniejszych części. Mogę tylko powiedzieć, że mnie się bardzo podobało.

Moja ocena: 8,5/10

Od dłuższego czasu czytam Pratchetta z ołówkiem w ręku i zaznaczam co ładniejsze fragmenty.  Stąd garść cytatów:

W dowolnej organizacji dobrze znany jest fakt, że aby wykonać jakieś zadanie, należy je zlecić komuś, kto już jest bardo zajęty. [26]

— Ależ narobiłeś tego gówna, mały — stwierdził z sympatią.
Nutt znowu się zawahał. A potem odezwał się bardo ostrożnie:
— Mimo odniesienia skatologicznego, z aprobatą wyraża się pan o dużej choć nieokreślonej precyzyjnie liczbie świec, które ścieknąłem dla pana?
— Rany, co ty zasuwasz, Gobbo?
Nutt gorączkowo szukał akceptowalnego tłumaczenia.
— Jest dobrze? — spróbował. [35]

Zadziwiające, myślał, jak ludzie kłócą się z liczbami, mając za podstawę jedynie przekonanie, że „to nie może być poprawne”. [42]

Myślak brnął dalej, bo kiedy człowiek skoczył już z urwiska, jego jedyną nadzieją jest apel o abolicję przyciągania. [45]

— Jako mag muszę przypomnieć, że słowa mają moc.
— Jako polityk muszę zaznaczyć, że już to wiem. [57]

— Skąd wiem, że można panu wierzyć? — zapytał urwis.
— Nie mam pojęcia — wyznał Ridcully. — Subtelne funkcje mózgu dla mnie też są zagadką. Ale cieszę się, że tak uważasz. [61]

Prawda jest kobietą, albowiem prawda to piękno, a nie przystojność. [63]

— Zebrałem kilka egzemplarzy i przetestowałem je na typowych obiektach.
— Na studentach? — upewnił się Ridcully.
— Tak jest. [130]

A teraz, jeśli w ciągu dziesięciu sekund nie opuścicie mojego gabinetu, każę wam płacić czynsz. [187]

Rincewindzie, poinformowałeś mnie kiedyś, ku mojemu nieustającemu zdumieniu, że nie znałeś swojej matki, ponieważ uciekła przed twoim urodzeniem. [190]

Ma doktoraty z Unki, QIS i z Chubbu, łącznie trzynście, jest wizytującym profesorem w Rospyepsh, cytowanym w dwustu trzydziestu sześciu pracach oraz, ehm, jednym wniosku rozwodowym. [191]

— Ja sam? — przeraził się Myślak. — Przecież mam mnóstwo pracy!
— Niech pan to komuś zleci!
— Wie pan, że fatalnie lecę sobie ze zlecaniem.
— To niech pan zleci zlecanie komuś, kto jest w tym dobry! [197]

Policjanci potrafią tak akcentować słowo „sir”, jakby naprawdę mówili „ty fałszywy draniu”. [349]