Stosik majowy

Minął już pierwszy tydzień czerwca, a ja ciągle nie znalazłam czasu (i weny, oczywiście), żeby zaprezentować mój uzbierany w maju stosik. Troszkę ten początek miesiąca był u nas nerwowy (trzeba pozbyć się wilgoci z mieszkania, na szczęście wilgoć nie jest po powodzi, ale i tak niemiło) i jakoś mi czas przelatuje ostatnio przez palce.

Jak się okazało stare przysłowia miewają jednak rację i w tym przypadku sprawdziło mi się „nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło”. Bowiem dzięki odsunięciu w czasie prezentacji majowych stosów mogłam dorzucić do nich kilka drobiazgów dokupionych już w czerwcu. Oto zatem przed wami stosik (chociaż dzisiaj w zmodyfikowanej postaci, bo na stojąco, a nie na leżąco) majowy (z lekką domieszką czerwca):

Książki podzieliłam na moje (po lewej) i wyniesione (no dobra, pożyczone) od rodziców (po prawej). Jak więc widać, wzbogaciłam się w maju książkowo całkiem nieźle, głównie dzięki obchodzonym w tym miesiącu imieninom.

Pierwszy od lewej stoi zbiór Jane Austen zawierający jedno opowiadanie w formie listów (Lady Susan) i dwa niedokończone szkice (Watsonowie, Sanditon). Brakowało mi tej książki w mojej kolekcji i chociaż nie lubię czytać powieści niedokończonych, to jednak zwyciężyła moja miłość do pisarki i tomik wylądował w biblioteczce. Nie żałuję, ale też nie zachęcam do lektury nikogo poza miłośnikami pisarstwa Jane Austen. Już przeczytane.

Dzban ciotki Becky Lucy Maud Montgomery czytałam już kilka razy w innym tłumaczeniu (pt. W pajęczynie życia) i ogromnie lubiłam. Nie wiem nawet, czy to nie moja ulubiona książka tej pisarki. Tę wersję kupiłam, bo akurat „rzuciła się na mnie” w antykwariacie, a poprzedni egzemplarz jest gdzieś po ludziach i nie jesteśmy z Mamą pewne gdzie. Sama książka jak najbardziej warta przeczytania, dość wyjątkowa jak na twórczość L. M. Montgomery, bo nie o jednej dorastającej dziewczynce, a o całym klanie rodzinnym. Przeczytałam z przyjemnością, chociaż połowa mózgu była zajęta przypominaniem sobie jak to było w tamtym innym tłumaczeniu… A było lepiej, więc jeśli macie wybór, to sięgnijcie po W pajęczynie życia. Za to jeśli takiego wyboru nie macie, to i Dzban ciotki Becky warto przeczytać. Bardzo warto. Również przeczytane.

To kolorowe coś stojące obok, to książka pod tytułem Dwa końce świata, science fiction autorstwa… Antoniego Słonimskiego. Ustrzelona w antykwariacie za śmieszną sumę (jak dwie poprzednie) i po przeczytaniu opisu z okładki nie mogłam się powstrzymać… Jeszcze przede mną, bardzo jestem ciekawa.

Zabić posłańca zakupione w zasadzie tylko ze względu na niezłą serię (przyzwoite kryminały w niej wychodziły) i niezbyt wysoką cenę (oczywiście, też antykwariat). Miałam ostatnio niedosyt czytadłowych kryminałów i postarałam sobie zapewnić dużą dostawę. To już zakup z czerwca, więc jeszcze nie czytałam.

Kłania się PRL Stefanii Grodzieńskiej to wybór felietonów i skeczy, których głównym bohaterem jest tytułowy PRL. Podzielony tematycznie, zawiera co prawda moje ulubione „kawałki” pani Stefanii, ale jednak nieznającym jej twórczości polecam raczej Kawałki męskie, żeńskie i nijakie. Zbiór jest za to prześlicznie wydany i okraszony uroczymi rysunkami. Jak każda twórczość tej autorki świetnie poprawia humor. Upolowany w antykwariacie już jakiś czas temu, niedługo po śmierci pani Grodzieńskiej. Już przeczytany.

Dom nad Zatoką dostałam dzięki uprzejmości wydawnictwa Mira i zdążyłam już nie tylko zrecenzować, ale nawet przeczytać… Jest w sumie jedyną książką w tym „stosie”, która nie została nabyta w antykwariacie.

Na prawo od niego Daria Doncowa i Zjawa w adidasach. Kilka dni wcześniej koleżanka polecała mi tę autorkę, więc jak zobaczyłam ją na mojej ulubionej półce w moim ulubionym antykwariacie, nie miałam innego wyjścia. Wzięłam oczywiście. Podobno jest to humorystyczny kryminał. Zobaczymy.

Dwa kolejne tomy to Villette Charlotty Bronte, której Jane Eire bardzo lubię. Poza tym znowu zbiegło mi się wypatrzenie książki w antykwariacie z przeczytaniem kilku pozytywnych wzmianek w różnych miejscach, a takich znaków nie ignoruję. Jeszcze nieprzeczytana.

Joanna Gromek-Illg i książka Skarby, to był strzał w ciemno z, wspominanej już tutaj, ulubionej półki w antykwariacie. Trochę kryminał, trochę książka obyczajowa, trochę książka dla młodzieży. Miejscami zabawna, miejscami całkowicie nieprawdopodobna, ogółem dość przyjemna jako czytadło. Króciutka. Przeczytałam.

Dwie Donny Leon: Perfidna gra i Zgubne środki są efektem dwóch wizyt w antykwariacie. Ponieważ nigdy jeszcze Donny Leon nie czytałam, to wzięłam jedną jej powieść, żeby zobaczyć czy mi się spodoba. Ale za następnym razem jakoś ciężko mi było zostawić tę drugą… no bo co będzie, jeżeli mi się spodoba, a ktoś ją kupi przede mną…? Mam więc dwie Donny i nadzieję na miłą lekturę. Zwłaszcza, że format mają wybitnie tramwajowy. Ciągle nieprzeczytane.

Po przerwie, tak jak mówiłam pożyczone od rodziców, najbardziej po lewej dwie Siesickie: Beethoven i dżinsy i Między pierwszą a kwietniem. Miałam ochotę powtórzyć jakąś Siesicką i wybrałam moją ulubioną i podsuniętą przez Mamę. Beethovena… jeszcze nie przeczytałam, za mną za to lektura mojej od dawna ulubionej Siesickiej, czyli Między pierwszą a kwietniem. Pierwszy raz przeczytałam ją, kiedy jeszcze prawie nic z niej nie rozumiałam, teraz rozumiem dużo więcej i ciągle mogę z czystym sumieniem polecić nie tylko nastolatkom. A nawet może bardziej mamom nastolatek i jeszcze starszych dzieci. Bo to raczej niemłodzieżowa Siesicka…

Na Byczki w pomidorach, czyli najnowszą Chmielewską, musiałam poczekać, aż lekturę skończy moja Matka (nie trwało to długo), ale ani chwili dłużej czekać nie miałam zamiaru. Przeczytałam z przyjemnością, chociaż bez czytelniczego orgazmu. Nie mogę się zgodzić ze stwierdzeniem, że to powrót starej Chmielewskiej, podobało mi się raczej średnio. Choć, oczywiście, kilka zabawnych momentów było. Miłośnicy Chmielewskiej przeczytają i tak, a pozostałym nie polecam.

Polecane wcześniej Kawałki męskie, żeńskie i nijakie Stefanii Grodzieńskiej pożyczyłam od rodziców, bo byłam akurat w środku słuchania wersji audio i zdecydowanie wolałam resztę doczytać niż dosłuchać. Jakoś mnie czytający nie porwali, a książka porywa zdecydowanie. Zwłaszcza nieziemskie dialogi małżeńskie. Z czystym sumieniem polecam naprawdę każdemu. Czytam sobie co jakiś czas kawałek i już mi się (mimo ostrożnego dawkowania) kończy. A szkoda, bo na poprawę humoru trudno o coś lepszego.

Duśka to biografia Darii Trafankowskiej i miałam na nią ochotę już od dawna. Sama nie wiem dlaczego do tej pory jej nie przeczytałam, ale na pewno nadrobię to niedopatrzenie.

Przedostatnia stoi Patty Jean Webster, którą od zawsze niemal kocham za Tajemniczego opiekuna, a ostatnio również za Kochany Wrogu. Miła powieść dla młodych panienek (tak koło 14 lat pewnie), dla mnie trochę powrót do lektur dzieciństwa. Przyjemne, ale nie tak dobre jak dwie wymienione tej  samej autorki.

Na samym końcu, jak widać, Joanna Chmielewska i, jak nie widać, Tajemnica. Pochłonięta w ramach „odtrutki” po Byczkach w pomidorach, bo strasznie dawno jej nie czytałam. Znowu pokochałam Gucia i jego sposób wysławiania się i ucieszyłam się, ze to ten tom, w którym pojawia się Janusz, a ostatecznie znika Marek (w postaci Bożydara tym razem). Zresztą porównanie stosunku jaki ma narratorka do Marka w tych dwóch powieściach pomogło mi odpowiedzieć sobie na pytanie co zmieniło się w książkach Chmielewskiej…

Sporo tego, prawda? Zdecydowanie dominuje lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale jakoś na taką ostatnio mam ochotę. Może dla oderwania się myślami od suszenia ściany. Mój ukochany Mąż natomiast, prawdopodobnie dla równowagi (bilans musi wyjść na zero…) zajmuje się ostatnio lekturą zdecydowanie bardziej wymagającą. I dobrze, bo ja już nie muszę (polecam odwiedzenie bloga Męża i obejrzenie sobie uważnie tego teledysku, jest naprawdę świetny).

W zasadzie to nie wszystko, bo udało mi się ostatnio wygrać dwie blogowe rozdawajki i zostać wybraną do jednej blogowej akcji, dzięki czemu wzbogaciłam się o trzy kolejne książki, ale o tym może już kiedy indziej.